AOK i niemieckie drogi.

June 2nd, 2008
Za tydzień wracam do Polski. Myślę więc, że to dobry moment na kilka refleksji nad państwem, w którym znajduję się obecnie.
System zdrowotny. Niestety, za leczenie trzeba płacić 10 euro raz na kwartał – ale tylko wtedy, kiedy chce się iść do lekarza. W ramach tych dziesięciu euro  lekarze niemalże wszystkich specjalizacji badają, od razu na miejscu robią potrzebne badania (USG itp.) – wystarczy wziąć ze sobą kwitek, że się już w tym kwartale raz zapłaciło w swojej macierzystej klinice. Lekarze przyjmują w swoich prywatnych gabinetach. Po każdego pacjenta osobiście wychodzą do poczekalni i witają go poprzez podanie dłoni i pytanie "Jak się pan/pani miewa?". Jest to coś takiego, jak nasz NFZ, a jednak… Różnicę pokażę na własnym przykładzie. Przyszłam do lekarza na umówioną godzinę, a tam… kilka osób w poczekalni. Pani w recepcji przeprosiła mnie, że będę musiała poczekać i zaproponowała, żebym wróciła do domu, a ona zadzwoni, kiedy kolejka się skończy, tzn. kiedy pani doktor przyjmie już te osoby, które były zapisane przede mną. I tak właśnie było. Wróciłam do domu, a po trzydziestu minutach "niemiecki NFZ" do mnie zadzwonił, że pani doktor już z radością mnie przyjmie. Na rehabilitację kręgosłupa (masaże i ćwiczenia) zaś czeka się… trzy dni – przy czym pani z ośrodka bardzo przeprasza, ale jutro jest pierwszy maja, więc nie ma jak zapisać na wcześniej. Ortopeda na miejscu robi zdjęcie kręgosłupa, bo po co jeździć gdzieś i z tym zdjęciem wracać? Przecież wszyscy mamy mało czasu, a od tego jest lekarz, żeby od razu wszystko sprawdzić i zbadać. Kiedy sobie przypomnę to, co jest w Polsce… Ech..
Niemieckie drogi. Dziennie przemierzam około 40 – 50 km. Droga na obrzeżach miasta (Heidelbergu) na odcinku, którym co dzień jeździłam, ma aż dwa ograniczenia prędkości do 50 km/h. Oba na "ślimaczkach". Poza tym – 70 albo 90 km/h. Praktycznie wszyscy tych ograniczeń przestrzegają Dla porównania – trzypasmowa ulica Modlińska, która wiedzie  z Warszawy do Jabłonny,  na całej długości ma ograniczenie do 60 km/h. Auta jeżdżą tam średnio 90 – 100 km/h. Dlaczego tak jest? Po co nam w Polsce bezsensowe ograniczenia, których nikt nie przestrzega? Podobnie z promilami. W Niemczech można mieć do 0,8 promila alkoholu we krwi. W Polsce – kilkakrotnie mniej. Nie widuje się jednak pijanych kierowców i naprawdę rzadko się słyszy o ich ofiarach. W Polsce – statystyki policyjne powalają na kolana. Dlaczego tak jest? Co jest z nami nie tak?!
Wspomnę jeszcze o niemieckich autostradach – na większość z nich nie ma ograniczeń i… nie ma wypadków! W Polsce ograniczenia są, a o wypadkach, kolizjach i dziwnych zdarzeniach na tego typu drogach słyszy się bez przerwy.
Za tydzień wracam do Polski. Pierwszą połowę drogi będę jechała po autostradach niemieckich, drugą – po polskich. Mam nadzieję, że moja Fiesta przeżyje to, co czeka ją po polskiej stronie…

Leave a Reply

Skip to toolbar