January 29th, 2013

Nie była pewna, czy to zadziała. Coraz mocniej czuła wręcz, że nie ma na to szans. Rejestracja języka pisanego nie była jej mocną stroną. Zdecydowania wolała klipy z językiem miganym. Zwłaszcza w języku niemieckim, którego nie znała zupełnie w żadnym jego aspekcie.

Przerażała ją samotna wędrówka przez park. Kiedyś był to cmentarz. Albo złomowisko. Tak mówiła stara schorowana sąsiadka z domu obok. Dla starej to wychodziło na jedno. Mawiała, że rzeczy są jak ludzie i choć ci ostatni bywali jej bliscy, to zawsze odchodzili. A rzecz raz zdobyta zdobiła jej życie tak długo, jak ona miała ochotę. Uważała też, że rzeczy ładniej od ludzi się starzeją. I ładniej rozkładają.

Szła zbyt przerażona, zbyt młoda na refleksję, zbyt młoda na spokojny spacer po cmentarzysku – nieważne – ludzi, rzeczy czy idei. Dzikie wizje sprawiały, że pulsowało całe jej wnętrze. Zamknęła oczy. Czuła, że powinna biec, ale ciało zupełnie nie chciało jej słuchać. W głowie majaczyły jej znaki. Zaczęła nerwowo migać o tym, czego nie znała. W języku, który na bieżąco rodził się w jej głowie. Bała się. Szelest z końca polany budził niepokój. Przypominały jej się wszystkie koszmary z dzieciństwa, a ręce pracowały dzielnie. Nie przestawała komunikować światu swoich lęków i marzeń. Zaczęła delikatnie wirować wokół własnej osi. Szelest zmienił się w całkiem wyraźny odgłos deptanych gałęzi. A potem donośny tupot obutych pancernie stóp. Stopom tym towarzyszył On. A jego nadejście ostatecznie zapowiedział głośny krzyk.

Leave a Reply

Skip to toolbar