Wczorajszy dzień upłynął mi wśród woni gotowanych bananów ; ).
Właściwie niewiele brakowało, a zupełnie by mnie zemdliło – cały dzień Piotr – przy
pomocy Marka (Jama) – robił wino bananowe – cała klatka schodowa wypełniona
była aromatem bananów. Właściwie proces przygotowywania wina nie jest jakoś
specjalnie porywający, więc popołudnie z chłopakami zapowiadało się strasznie
nudno – postanowiłam zatem zostać w domu i pouczyć się historii, a do nich
dołączyć pod koniec roboty : ). Ale zostałam zmuszona do pomocy – wykorzystano mnie
po prostu do obierania i krojenia owoców : ). Najpierw jednak pojechaliśmy na
polowanie – wróciliśmy z dość ciekawym łupem – 20 kilogramów bananów wzbudzało
lekkie zainteresowanie przechodniów ; ). Ostatecznie nauką zajęłam się dopiero
w nocy, co zresztą i tak było nieuniknione – zupełnie nie daję sobie rady z
nauką w dzień. Chwilami wydaje mi się, że wszyscy się zmówili przeciwko mnie :
( – kosiarze od świtu do zmierzchu, rozkrzyczane dzieci, ciągły ruch, hałas – w
roku akademickim jest na ogół spokojniej, ja rozumiem, że po prostu dzieci mają
już prawie wakacje i muszą się wybiegać, wyhasać i nacieszyć ładną pogodą, ale
czy muszą pod moimi oknami? A nocą jest pięknie, cicho i spokojnie – natura mnie
uzupełnia po prostu, zwyczajnie równoważy i wycisza. I pozwala się skupić na
tym, co ważne – naprawdę żałuję, że obecnie jest to tylko nauka… I, co gorsza,
nauka historii : ).
Ale, ale! Muszę się pochwalić, że bardzo ładnie zakończyłam
drugi rok studiów ; ). Nie wiem, jak pójdzie sesja, może się zdarzyć, że w
ogóle nie pójdzie – czego nie wykluczam – ale mimo wszystko, radość moja z zaliczenia
wielu naprawdę trudnych przedmiotów jest tak wielka, że mogłabym się nią
podzielić z całym światem : ). I
niniejszym się dzielę : ).
Wracając do owoców… : ). Uwielbiam truskawki w każdej
postaci, mogłabym je jeść bez przerwy achhh! : ), ale kiedy budzę się rano ze
świadomością, że muszę opanować w trzy dni całą dziewiętnastowieczną historię
Polski, a na stole w kuchni dostrzegam
kilka kilogramów owoców do obrania i nadania im formy jeszcze bardziej okazałej
niźli nadała im Matka Natura – robi mi się słabo (to dość ważna informacja dla potencjalnych
pretendentów do mojej łapki – nie cierpię niespodzianek, po prostu nie znoszę ;
) ). A to po prostu Dziadek chciał być miły i kupił trochę więcej : ). – Za kilka
dni Dziadek wyjeżdża, czasowo nie ma też rodziców – i nie będzie już
niespodziankowych ton truskawek – hm.. wygląda na to, że akurat owocowe niespodzianki
nie są takie złe ; ) – tak czy tak – sama będę musiała o siebie zadbać. A
dzisiaj były już truskawki w czystej
postaci, truskawki z cukrem oraz truskawki zmiksowane z jogurtem naturalnym.
Mam ochotę na ciasto z truskawkami, ale obawiam się, że moja historia – coraz bardziej
niecierpliwa – już by tego nie zniosła : ).
Od kilku dni próbuję kupić kabel – niedawno Tatuś
pomógł mi wywiercić dziurę w ścianie między pokojem mojego brata – dokąd dociera
kabel internetowy z piwnicy : ) a pokojem moim, czyli głównej użytkowniczki tegoż
kabla ; ). Po prostu bardzo mnie irytowało ciągłe potykanie się o kable ; ).
Tymczasem nigdzie nie mogę kupić 8 metrów różowego (sic!) ethernetowego kabla
kategorii 5 bez końcóweczki. Pewien
bardzo miły i pomocny kolega podał mi link do stronki, gdzie można sobie
właściwie nawet wybrać odcień różu ; ), ale wszystkie proponowane tam kable
mają już gotową końcówkę – a ja aż tak szerokiej dziurki nie wywierciłam : ).
Zaciskarkę w każdej chwili mogę sobie pożyczyć, z tym już sobie poradzę, ale
nie chcę kabelka najpierw ciąć : ). Żeby w zinformatyzowanym świecie mieć
problem z kupnem kabelka internetowego… : ).
Wracam do historii – zanim zajmę się tą właściwą, interesującą mnie dziewiętnastowieczną historią Polskim muszę jeszcze zjednoczyć Niemcy i Włochy.
Po co dziurawić ściany? Małe srebrne pudełeczko i WiFi hula 🙂
Mam małe srebrne pudełeczko firmy Microsoft – zapycha się po pół godziny użytkowania – nie wiem, czy to wina producenta czy użytkowniczki ;).
To z bananów można zrobić wino? 🙂
Mam wrażenie, że chyba ze wszystkiego można, jak tak słucham opowieści znajomych miłośników wina, którzy właściwie całą piwnicę i pół mieszkania poświęcają na 50-litrowe balony : ).