koniec…

February 5th, 2013

Niewinność kostki lodu na pępku wróżyła spokojną miłość na wieki. Kropla potu, łza, podmuch wiatru. Bo marzenia nie biorą się znikąd. Zawsze ktoś musi zapukać do drzwi, zatrzasnąć się w windzie urojenia. A ona zawsze towarowa. Nie możemy przyjąć więcej pasażerów, bo noc już późna, świeczka gaśnie, laleczki voodoo poszły spać. Nie możemy zaprosić gości na wystygłą herbatę przy wiecznie spóźnionym zegarze na pełnej nieczystych obrazów ścianie, na suficie projektującym sny o tym, czego nigdy nie był na naszych wspólnych zdjęciach. Zapach tłuczonego szkła jak niewola uczucia, jak przerośnięta mięta, bo zabrakło skojarzeń w tramwaju. A w środku my. Wypełnienie nocy, dopełnienie butelki wina. Cisza. Cienie na ścianie jak odwieczne uwielbienie metafor. Pożądanie klawiatury i cykanie zegara jak szum morza w pajęczynie odwlekanej nieosiągalności. Ziarna ryżu na kocich łbach.

Leave a Reply

Skip to toolbar