Bo ja tak mówiłam żartem…

May 13th, 2007
Dziś wieczór pod znakiem Agnieszki Osieckiej. Bardzo bym chciała mieć "Pięć oceanów" – ale z braku słowa śpiewanego skupiłam się na pisanym i wpędziłam się w nastrój melancholijny wręcz. Po prawej stronie komputera konwalie, po lewej – dwie świeczki, na przeciw – ja z kieliszkiem czerwonego wina. O, jak bardzo by się chciało usłyszeć teraz "Zielono mi i spokojnie,
zielono
mi, bo dłonie masz jak konwalie.
.." albo zanucić komuś: "I tylko taką mnie ścieżką poprowadź, gdzie śmieją
się śmiechy w ciemności  i gdzie muzyka gra, muzyka gra…
" . Chciałabym, chciała… Chciałabym, chciała.. : ).
   
Najbardziej uderza mnie jednak passus z wiersza "Mówiłam żartem" : "Bo ja tak mówiłam żartem. Dobry
żart jest tynfa wart. A ty oczy masz uparte, ty budujesz
domek z kart…".


    Jestem zmęczona – mam za sobą kilka godzin rozmowy z Vero – ot, rozważania dwu studentek polonistyki. I zakupy : ). Kupiłam sobie wreszcie buty – jest to wydarzenie ważne, warte odnotowania, ponieważ owe buciki próbowałam nabyć od ponad miesiąca i był z tym straszny problem – po prostu  wszystko, co mi się podobało, było za duże – ja rozumiem, że moja ulubiona firma ma troszeczkę zmienioną numerację, ale nadal nie mogę uwierzyć, że spośród setek par butów jej produkcji tylko jedne (w całej Warszawie) były na mnie dobre – drodzy państwo, Justynka nosi buciki numer 35,5. Wolę nawet nie myśleć o tym, że mogłam lepiej zainwestować te 230 zł – np. w kilka par butów : ). Mam jednak nadzieję, że te będą się nosiły wyjątkowo
dobrze : ).
    Dostałam przed chwilą link do filmiku (http://www.youtube.com/watch?v=DZDHQ9b9fbo) – z komentarzem kolegi "Może to jej urok, może to Photoshop". Załamuje mnie pomysłowość mężczyzn (bo jestem pewna, że żadna kobieta na to by nie wpadła). Ojjj,  ale mimo wszystko, żeby nikt nigdy nie musiał mnie tak przerabiać, ojj…
    Godzina druga w nocy sprzyja poezji, zdecydowanie – ale czytanie o tej porze prozy poetyckiej może źle oddziaływać na młode dziewczątka – mówię na przykładzie własnym. Kocham Cohena. Bo jak inaczej odnieść się do autora książki, w której padają słowa: "
O
czwartej nad ranem F. wyznał, że przez dwadzieścia lat znajomości z
Edith przespał się z nią pięć czy sześć razy. Pięć czy sześć razy …
toż to zwykła przyjaźń." : ). W ogóle fascynuje mnie system wartości samego Cohena, który w jednym z wywiadów wyznał, że nigdy nie powiedział żadnej kobiecie, że ją kocha – a w ślad za nim poszedł Maciej Zembaty (uwielbiam go mimo wszystko), który jawnie głosi, że jest zwolennikiem jak najwcześniejszej, poza/przedmałżeńskiej inicjacji seksualnej. I jak w sieć tak zawiłych odniesień wpisać własny system, tak skrajnie różny…? : )

Leave a Reply

Skip to toolbar