W środku nocy na bródnowskiej porodówce…

May 11th, 2007
Zamieszanie, krzyk dzieci – jeszcze pierwszy, nieśmiały, nieumiejętny. Ja znalazłam się tam z zupełnie innych przyczyn niż wydanie na świat czegokolwiek, a cóż dopiero dziecka, ale czułam się tak, jakbym zaraz miała rodzić, wszystko mnie bolało na samą myśl : ). To moje wyobrażenie przerażało, ale jednocześnie przynosiło ukojenie – nie, to nie ja będę zaraz cierpieć, ale ta kobieta, którą właśnie zaanonsowano ("Przyjęcie!", "Poród!"). Uczucie nagłe a dziwne – nie ma odwrotu, czeka cię wielki ból, nie masz teraz na nic wpływu itd. Brr.. Bo ja, mimo wszystko, bardzo lubię mieć wpływ na to, co się ze mną dzieje : ). Chociaż przyznaję, że dziś na chwilę go straciłam – nie było miłego wieczoru z dosłownie gorączkową lekturą w cieplutkim łóżeczku, ale były za to zastrzyki ("Który pośladek pani woli? Ach, prawy, lewy chcę jutro eksponować w prasie : )."), nocna wyprawa do szpitala – gdzie czekał bardzo dziwny lekarz obcokrajowiec –  i w ogóle hardcore. Bardzo chcieli mnie w tym szpitalu mieć przez całą noc, ale się nie dałam i tak oto właśnie wróciłam do domku i szykuję się do spania : ). Noc pełna przygód – oczywiście, szpitale wolę omijać szerokim łukiem, ale dzisiaj sporo się dowiedziałam i chyba zaczynam rozumieć wszystkie narzekania na służbę zdrowia…
Dobranoc. I zdrówka życzę. : )))

Leave a Reply

Skip to toolbar